top of page

LĘK

Jak głębokie dotarcie do swojego serca można wyciągnąć z sytuacji na dziś? Ano takie... i tu bardzo osobiście... Jak lęk mną kierował a raczej sprawiał, że nie szanowałam bliskich mi osób i ich wolnej woli. Co jak wiadomo... brak poszanowania wolnej woli szkodzi bliskim a najbardziej Tobie. Zabiera pokój serca bo jest podytkowane lub idziesz z lęku a nie jak do tej pory mi się wydawało z serca. Bo szanuj bliźniego jak siebie samego ma tu w 100% odniesienie, którego ja do tej pory nie wiedzieć dlaczego, nie widziałam. Albo widziałam poprzez sytaucje życiowe jakie dostawałam a w szczególności dziś. Dziś... w dość ciężkim dla nas wszystkim czasie. I czy chodzi o lęk o moje zdrowie? Nie... Tu wyszedł lęk wynikający z ogłoszenia, że mamy zostać w domach. A co za tym idzie, wszyscy wiemy. Więc... Odezwała się we mnie mała Renatka, która (nie wiedzieć jak ale sobie raptownie przypomniała) jak była mała stale była w szpitalach i sanatoriach ponieważ taki był system leczenia a nie inny. Była tam sama. Zamknięta, bez bliskich, nie wiedziała kiedy przyjadą, kiedy będzie koniec i co każdy dzień przyniesie. Jak pięknie to na dziś się układa to widać, że tak powiem, gołym okiem. Więc w niedzielę... cały dzień przepłakałam Ja już dorosła, bo mieszkam sama. Otuliłam moją małą Renatkę, zadając pytanie sobie samej, a raczej jej... Dlaczego się boi? Czego chce? Jak mam jej pomóc? I najważniejsze pytanie jakie sobie samej zadałam to... Boże bądź przy mnie i pokaż i wskazuj co mam dalej zrobić aby ten lęk ukoić? Prowadź mnie w tej wędrówce do samej siebie wolnej od lęku z dzieciństwa a który prowadził mnie na manowce. Dzień zamknęłam otuleniem samej siebie i przez Jezusa, anioła i noszz... wszystkich chyba świętych... i spokojnym snem, w trakcie którego mój organizm się regeneruje i to skutecznie. W tym modlitwa i nadal prośba w sercu. Boże otwieraj mnie i prowadź a ja Ci dziękuję. Dzień następny spokojny na odpoczynek i relaks. Wtorek, lęk ponownie zaczyna wychodzić ale już z mniejszym nasileniem. Już wiem, otulam, modlitwa z Bogiem, rozmowa ale... Nadal zadaję sobie pytania... Reniutka (bo tak swoje dziecko wewnętrzne nazywam, dla mnie pieszcztliwie) dlaczego jeszcze ten lęk... Boże , proszę, pokazuj co tam jeszcze zalega w serduchu i czego nie widzę a nie jest moje i szkodzi mi i bliskim? I płaczu już mniej ale chodzę tym razem po domu jak lew ryczący w klatce. Całe szczęście, że sama, bo... nooo byłaby szansa, że pogryzę. Więc natrafiam na muzykę... kładę się... słucham... oddycham głęboko... oczy zamknięte i obserwuję co czuję. Ciało zaczyna lekko puszczać ale i też pojawiają się łzy. Poniżej link do muzyki: https://youtu.be/Hc8gYoXkLZ4 Widzę a raczej czuję mocno w sobie tą małą Reniutkę, która płacze, krzyczy że jest zamknięta i nie wie co dalej. Więc przytulam, otulam 3-latkę, 4-latkę, 6-łatkę (w tych latach byłam w sanatoriach) I mówię... kochana jesteśmy w domu. Bezpieczne z Bogiem w domu. Jezusa proszę... otul mnie swą miłością. I tak emocje lęku powoli schodzą a ja Renata otwieram oczy i czuję się zupełnie inaczej. Lekko i bezpiecznie. Ale... To jeszcze nie o to chodzi... Bo... Dziś właśnie lęk już w odmiennej formie pojawił się przy nacisku Córki aby przyjechała do Polski, później ogromnej chęci pojechania do rodziców (120 km od Poznania) no i wewnętrzne pretensje do siostry...bo po wczorajszym spacerze nie mogłam się do niej przytulić. I niby świadomie wszystko rozumiem ale... No w środku Reniutka ponownie krzyczy. Więc... Dziękuję za trzeźwość umysłu i wielkie serce dla Córki bo ja sama siadam i ponownie zadaję sobie pytanie: Dlaczego tak bardzo chcesz przyjazdu Córki i dlaczego tak bardzo chcesz jechać do rodziców? No i tu trza sobie szczerze odpowiedzieć. Bez krytykowania samej siebie ale szczerze. Więc... Proszę, Boże, Jezu... pokaż mi drogę? Prowadź mnie dalej ze swoim światłem w mojej ciemności. I dostaje info aby przeczytać fragment z Biblii (tu wspomnę, że w takich chwilach otrzymuje fragmenty do przeczytania a tak realnie... to nie znam jeszcze tak dobrze Biblii... bo ją czytam albo trawię, mielę, analizuję... inaczej się w moim przypadku nie da) Księga Daniela 5. Czytam no i... jak zwykły śmiertelnik... nosz mówię po przeczytaniu... nie rozumiem Boże, proszę prowadź dalej. Taki mały coaching z Bogiem albo prowadzenie przez Boga. W tym fragmencie wpadają do mnie najgłębiej słowa "niedostatek", "upada Twoje królestwo i oddanie Medom i Persom". Cały fragment w poniższym linku: https://biblia.deon.pl/2010/rozdzial.php?id=757&werset=4#W4 Trawię, wpuszczam słowa do całej siebie i.... Światło przychodzi do serca i głowy!!!! Matysiu toż to ja a raczej moje ego tak mnie w tym lęku trzymało, że łamałam podstawowe przykazanie... szanuj bliźniego jak siebie samego. Jeśli ja mam taką filozofię swego życia, że jestem daleka od wiary w wirusy itd. Bo jak już wiecie, jestem zwolenniczką psychobilogii (wszystko co w ciele, pochodzi z naszego umysłu a raczej wierzeń, wzorców zapisanych w podświadomości). I widzę osobiście, również i na pierwszym miejscu, działanie Boga. Ale... Cała bliska rodzina mnie z tym szanuje i kocha a ja jak wielki wybawiciel (i jakaż tu ma ignorancja wychodzi) chcę na siłę aby uwierzyli w to co ja. I proszę jak pięknie lęk zapisany w mym sercu sprawiał, że nie szanowałam mi bliskich z ich wiarą w cokoliwek chcą. Mało tego, wewnętrzny konflikt sprawiał, że cały czas walczyłam z ludźmi i samą sobą. Jak brak otulenia Reniutki wpływał, że od 6 lat biegam i szukam swojego domu. Jak lęk zasłaniał mi prawdę o sobie samej. Jak lęk z dzieciństwa sprawiał, że podstawowego prawa Bożego nie przestrzegałam. I tu nie chodzi o moje świadome postępowanie ale o to co w sercu miałam. O te nasze uczucia, myśli. To one budują Twoje wnętrze i zewnętrzny świat. I jak w tej właśnie chwili powróciło zrozumienie dla bliskich, siebie. Szacunek do do siebie, lekkość i nie wiem co jeszcze. Nie pojechałam... napisałam rodzicom, że nie chcę ich narażać na cokolwiek i to z taką lekkością w sercu. Córkę przeprosiłam i uszanowałam jej decyzję z pokojem w sercu. Siostrę przestaję cisnąć na przytualnie i spotkanie bo szanuję jej decyzje z miłością w sercu. Boże jakie to staje się lekkie. I na dziś koniec mej podróży? Co jutro? Nie wiem. Jestem już spokojna. Bo wiem, że Bóg prowadzi i oczyszcza serducho z lęków, które są brakiem miłości. Dziękuję za prowadzenie. Dziękuję za przeczytanie. Dziękuję Boże ❤ Co dalej? Idę malować wreszcie pokój. Jest szansa, że dziś zacznę nowe doświadczenie. Malować samodzielnie pokój... bo to pierwszy raz i... z zadowoleniem... bez pretensji od środka, że jestem sama i nikt mi nie pomaga. "Dąż do spokoju wewnętrznego: nie jesteś ani ważny, ani nic nie znaczący. Nie wyolbrzymiaj i nie zaniżaj swych zalet i wad." Vadim Zeland Słonecznego dnia Słońca 🌞 ReNata🌷 www.sunwaytherapy.com Ps. Wstawiam z odwagą ale i lekkim .... hmmm... albo przełamuję swój kolejny lęk... ale... niech się dzieje jak to mówią "Wola Boga". 😍😘 Foto: Colors for you

 
 
 

Komentarze


bottom of page